P i s m o P r z y j a c i ó ł s z t u k i k r ó l e W s k i e j
20 ś w i a T m a T e r i i – ś w i a T d u C h a
postęp ludzkiego rozumu i postęp cy-
wilizacyjny, oczywiście, ze wszystkimi
tego skutkami, z dobrem i złem.
Tyle moje luźne reeksje.
B
iblia leży u mnie na półce, sięg-
nęłam po nią, by lepiej poznać
historię pierwszego zabójstwa. Gdy
Kain zabił Abla, odszedł od Pana i za-
mieszkał w kraju Nod, położonym na
wschód od Edenu. Księga Rodzaju nie
mówi nic o ewentualnych potomkach
Abla ani o tym, czy miał on żonę. Za
to Kain miał jednego syna, Henocha,
na którego cześć zbudował miasto
Henoch. Potomkowie biblijnego za-
bójcy rozmnażali się i byli potężni.
Jednym z ostatnich potomków Kaina
był Jabal, pierwszy człowiek żyjący
w namiocie i hodujący bydło. Kolejny
jego potomek – Jubal jako pierwszy
grał na lirze i ecie. Następny, Tubal-
Kain, pierwszy sporządzał narzędzia
z metalu. Potomek Kaina był zatem
pierwszym kowalem, jako pierw-
szy posiadł tajemnicę obróbki metali.
Myślę, że gdy przywołujemy jego
postać, ukazuje nam się jeden z prze-
łomowych momentów w historii
ludzkości. Wraz z wytopem metali
– najpierw była to miedź – człowiek
posiadł tajemnicę zmiany struktury
czy też, jak mówiono nieraz, samej
ich natury. Ze stopienia dwóch róż-
nych metali: miedzi i cyny, powstał
trzeci – brąz, po epoce brązu nastała
epoka żelaza. Te właśnie wszystkie
historyczne przemiany symbolizuje
Tubal Kain, który nie jawi się już tylko
jako biblijny potomek zabójcy, ale jako
twórca NOWEGO. Bowiem epoka
metali to nowe narzędzia pracy, nowa,
straszniejsza broń, ale i nowe piękno.
Pamiętamy – choćby z Homerowskiej
Iliady – tarczę wykutą dla Achillesa
przez boskiego kowala Hefajstosa,
twórcę śmiercionośnych piorunów
dla samego Zeusa, ale i przepięknej
kolii dla żony Afrodyty.
Dopiero książka znanego religio-
znawcy rumuńskiego Mircei
Eliade pt. Kowale i alchemicy uświa-
domiła mi, że to, co uosabia w krę-
gu biblijnym Tubal Kain, występuje
także w wielu kulturach, w mitach
i podaniach innych, nieraz dawno
wymarłych ludów. Tam także bardzo
często pojawia się motyw zabójstwa,
a z drugiej strony motyw oary. Przy-
kładowo: w micie o rozczłonkowa-
niu boga Indry mówi się, że z ciała
boga oszołomionego narkotykiem,
Somą, wyłoniły się stworzenia, rośli-
ny, metale: „Z pępka wypłynęło jego
życie-oddech i stało się ołowiem, nie
żelazem, nie srebrem, z jego nasienia
wypłynął jego kształt i stał się złotem”.
Podobny mit występuje w Iranie.
Kiedy umarł Gayomart, pierwszy
człowiek, „osiem gatunków minera-
łów metalicznego rodzaju powstało
z jego różnych członków, a więc: złoto,
srebro, żelazo, brąz, cyna, ołów, żywe
srebro i diament, a złoto, gdyż jest
doskonałe, wywodzi się z samego życia
i z nasienia”.
W
kręgu kultury greckiej Plu-
tarch pisze na temat ofiar
z ludzi koniecznych dla hutnictwa.
W legendzie o pochodzeniu żelaza
podaje, iż „dwóch braci zabija trze-
ciego; grzebią go pod górą; jego ciało
zmienia się w żelazo”.
Pójdźmy jeszcze dalej. W starożyt-
nych Chinach, żeby zapewnić stop, czy-
li „małżeństwo” metali, konieczne było
dostarczenie żywej istoty, która „tchnie
życie” w tę operację, a najlepszym spo-
sobem jest oara, czyli przekazanie
życia. „Dusza oary zmienia cielesną
powłokę i zamienia swoje ludzkie ciało
na inne – budowlę, przedmiot, nawet
jakieś działanie – któremu nadaje życie,
które «ożywia», Wydaje się – kon-
kluduje Eliade w rozdziale pt. Rytuały
i sekrety metalurgów – że w cytowa-
nych przykładach z Chin zachowało
się wspomnienie oary z ludzi zapew-
niającej powodzenie hutniczej pracy”.
M
yślę, że warto zwrócić uwagę
i na to, co sugeruje sam tytuł
pracy Mircei Eliadego Kowale i alche-
micy, że w ślad za metalurgią i meta-
lurgami pojawili się alchemicy, którzy,
szukając recepty na produkcję złota,
poszukiwali zarazem kamienia lozo-
cznego. Badający setki lat potem ten
proces lozof i psycholog Carl Gustav
Jung wyraził opinię, że co prawda, al-
chemicy całkiem poważnie zajmowali
się procesem produkcji złota, chodziło
jednak o to, aby poznać samą istotę
przemian chemicznych, ponieważ była
ona odzwierciedleniem równolegle
przebiegającego procesu psychiczne-
go, który można było wyprojektować
na nieznaną chemię. Alchemik ma na
celu odnaleźć prima materię w sobie.
Musi sam poznać siebie, aby mogło się
wytworzyć złoto alchemiczne. Jung
nazwałby to stopniowym odnajdy-
waniem samego „ja”.
M
ircea Eliade wątpi osobiście, czy
narodziny praktyk alchemicz-
nych ukonstytuowały je jako niezależ-
ną dyscyplinę na bazie przepisów fał-
szowania czy imitowania złota. Teksty
starożytnych alchemików świadczą
jego zdaniem o tym, że „ludzie ci nie
byli zainteresowani robieniem złota
i w istocie nie mówili o rzeczywistym
złocie. Chemik badający te dzieła do-
znaje podobnego wrażenia jak murarz,
który chciałby wydobyć praktyczne
informacje z dzieła wolnomularzy”.
Eliade cytuje tu wypowiedź Franka
Sherwooda Taylora na temat alche-
mików greckich i ciągnie dalej, na-
wiązując do starożytnych tajemnych
obrzędów [np. u pitagorejczyków, wys.],
że „... istotą inicjacji w misteriach był
udział w pasji – w śmierci i zmartwych-
wstaniu boga. [...] Sensem i celem mi-
steriów była transmutacja człowieka:
poprzez doświadczenie inicjacyjnej
śmierci i zmartwychwstania, mit zmie-
niał porządek ontologiczny – człowiek
stawał się «nieśmiertelny»”.
N
a czym polegała wielka inno-
wacja alchemików? – pyta. Na
tym, że „przenieśli oni na materię ini-
cjacyjną funkcję cierpienia. Dzięki
operacjom alchemii, utożsamianym
z «torturami», «śmiercią», «zmar-
twychwstaniem» ucznia, substancja
podlega transmutacji, to znaczy osią-
ga transcendentalny sposób bycia:
staje się «złotem». Złoto, trzeba to
powtórzyć, jest symbolem nieśmier-
telności. Transmutacja w alchemii